piątek, 2 listopada 2012

3. Szok!


– No i co ja właściwie mam z tym wszystkim zrobić? – jęczałem, a Nadia posłała mi znużone spojrzenie.
Siedzieliśmy w salonie domu Nadii, na kanapie. Jak zwykle przed telewizorem i z paczką czipsów.
– Z czym?
– Z Sandrą! Ona jest taka, jaka moja dziewczyna powinna być, cudowna i w ogóle, ale ja nie miałem dziewczyny jeszcze nigdy. Znasz mnie zresztą. Związki są nie dla mnie. Ale ona do mnie pasuje...
– Może po prostu spróbuj? – Nie słyszałem zbytniego entuzjazmu.
– Ona jest dla mnie stworzona... Tylko czy ja mogę z kimś być? Nie, nie mogę mieć dziewczyny.
– To nie próbuj. – Wydawało mi się, czy mnie olewa?
– Z drugiej strony to może jest ta jedyna? I ma boskie usta... – Rozłożyłem dłonie w geście bezradności.
– A w łeb chcesz? – Chmurne spojrzenie piwnych oczu wyglądało groźnie.
– Ty mnie nie słuchasz! – Opuściłem ręce zrezygnowany. – Ja mam tu PROBLEMY.
Nads westchnęła głęboko i podwinęła nogi w siadzie tureckim, odwracając się w moją stronę.
– Ja nie mogę za ciebie myśleć. Zwłaszcza, gdy masz siedemnaście lat. Zawsze to ja byłam od prowadzenia cię przez życie za rączkę. Pora wydorośleć. Damian, sam zastanów się czego chcesz. Idę zrobić herbatę, chcesz też?
Ze zdumieniem stwierdziłem, że akurat tego, czy chcę herbatę byłem pewny.
-Tak, z dwoma łyżeczkami cukry poproszę.
Dlaczego banalne decyzje przychodzą łatwo?
Dostałem SMS'a od Sandry. Chciała się spotkać.
Nadia miała rację. Powinienem wydorośleć. Tak całkowicie. Związek przecież byłby odpowiedni.
„Z Tobą zawsze. Jutro po Ciebie wpadnę, pójdziemy do kina :D”
Odpisałem, po czym poszedłem za Nads do kuchni.
– Znamy się całe życie, prawda? – zacząłem.
– Nie przeginaj, Dopiero 15 lat. – Uśmiechnęła się lekko.
Nadia ma śliczny uśmiech. Taki z dołeczkami, a oczy jej zawsze przy tym tak ładnie się błyszczą. Tak bardzo bym chciał... Oczy jak jej. Otrząsnąłem się.
– E tam. To prawie jak całe życie. I myślę, że masz rację. Powinienem dorosnąć. Ale tak tylko troszeczkę. – Woda się zagotowała, więc zalałem dwa kubki. – I postanowiłem podjąć poważny krok. Spróbuję związku z Sandrą.
Sąsiadka posłodziła herbatę niewzruszona.
– Mogę ci tylko życzyć powodzenia. Prawda? – Spojrzała spod grzywki.
– Dzięki, grubasku. – Zaśmiałem się i poczochrałem włosy. – A tak w ogóle, sądzisz, że nadaję się na czyjegoś chłopaka?
Spojrzała na mnie krytycznie, a ten ładny błysk w jej oczach znów zniknął.
– Szczerze? – Lekko uniosła brew.
– Innej opinii nie chcę.
Nabrała głęboko powietrza w płuca, po czym szybko odpowiedziała.
– Tak. Ale nie na chłopaka Sandry. To plastik.
Plastik? Ten archanioł plastikiem? Zazdrosna jest i tyle. Nie omieszkałem uświadomić jej mojej teorii.
– Jesteś zazdrosna. – Oblizałem łyżeczkę.
– Tsa. A ty masz o sobie za wysokie mniemanie, wiesz? – Zaśmiała się. – Chodź, pogramy chwilę.
Poszliśmy do piwnicy poćwiczyć kawałek, który ostatnio napisałem. Ależ jestem kreatywny!

Czy wspominałem już kiedyś, że nie do końca lubię spędzać wieczory z koleżankami? Ich problemy są niekiedy przezabawne, a one nie za bardzo lubią, gdy wybucham śmiechem. Kosmiczne to jakieś, ale nie mnie krytykować.
– Mam takie rozstępy! – marudziła Ulka, przyglądając się swojemu brzuchowi w lustrze.
– Fakt – odparłem, nawet nie bardzo na nią patrząc. Bardziej interesował mnie stan boazerii.
– Damian! To wredne! – dostałem poduszką od Zośki.
– Bolało. – Skrzywiłem się. – Przecież sama to powiedziała. – Wzruszyłem ramionami.
– A ty powinieneś zaprzeczyć. Jesteś taki słodki... – Uśmiechnęła się Paula.
Przysunęła się do mnie i zaczęła bawić moimi włosami.
– Nie podrywaj Damiana. – Nadal zadąsana upomniała ją Zośka.
– Podrywa mnie? – Zdziwiłem się. Od zawsze podejrzewałem, że dziewczyny na mnie lecą. Chyba dlatego, że ja je olewam. Lubią takie traktowanie. Dziwne są.
– Właściwie gdzie Nadia? – Ulce przeszła obraza na mnie. – Dziwne, że nie z tobą.
– Została w domu. Jakieś spotkanie rodzinne czy inna dzika orgia. – Ponownie wzruszyłem ramionami.
– Czyli dzisiaj jesteś singlem? – Zaśmiała się Ulka.
– Zawsze jestem singlem. – Pokazałem jej język.
Dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
– Ale niebawem to się zmieni. Nawet dodam, że jutro. – Przewróciłem oczami.
Trzy pytające spojrzenia wlepiły się we mnie.
– Poproszę Sandrę o chodzenie. Ona może być moją dziewczyną. Jest podobna do mnie. Doskonała. – Wyszczerzyłem się, czekając na lawinę aprobaty.
– Sandra? – Zośka zmarszczyła brwi.
– A nie możesz chodzić ze mną? – Paula uśmiechnęła się do mnie. – Jestem dość ładna i nawet znamy się długo... I umiem całować!
Dostała szturchańca od Ulki.
– Damian chodzi z dziewczyną, która nie jest... – Zośka zaczęła, ale Paula się wtrąciła.
– Mną! Damian, wiesz, że jesteśmy dla siebie stworzeni, prawda?
W tym momencie nawet ona uznała, że jest żałosna. Zamilkła i wyszła z pokoju.
Dziewczyny też siedziały cicho.
– Chyba mądrzej będzie jak sobie pójdę –stwierdziłem i zbierając bluzę opuściłem mieszkanie.

O co chodziło Zośce?
Wetknąłem ręce w kieszenie bluzy. Szedłem tak przez słabo oświetloną ulicę, z kapturem naciągniętym na głowę. Jakiś kamień wpadł mi pod stopę, więc go kopałem, całkowicie nieświadomie.
Sandra... Jakoś dziewczyny nie były nią zachwycone. To oczywiste zresztą, przecież nie od dziś wiadomo, że ładniejsi są odrzucani przez swoją płeć lub sami się od niej separują. Patrz – ja. Po prostu nie do końca mam o czym rozmawiać z innymi chłopakami. Oni lubią sport, mechanikę... takie coś od zawsze kłóciło się z moją naturą artysty. No i dziewczyny na nich nie leciały jak na mnie.
Nawet nie zauważyłem, jak dotarłem do własnego domu. Zerknąłem na okno pokoju Nadii i udałem się do swojego pokoju. Jutro czeka mnie randka, muszę być wyspany.

Nie do końca miałem pomysł na ubranie się. To, że założę jeansy było raczej oczywiste, tylko teraz pozostał problem koszulki... Wahałem się pomiędzy zielonym T-Shirtem z nadrukami a kraciastą koszulą z krótkimi rękawkami. W obu wyglądałem równie dobrze. Zresztą jak zawsze.
– Nadiaaaa! – zawodziłem do telefonu. – Chodź tu mi pomóc!
– Nie ma takiej opcji. Weź sam się na randkę ubierz! Przecież masz najlepsze wyczucie stylu! – Miałem wrażenie, nawet przez telefon, że przewróciła oczami. To dziwne odczucie.
– Nie w tym rzecz, tylko mam dylemat z dwoma rzeczami. Daleko nie masz, przyjdź, proszę!
– Nie.
– Jesteś wredna. Czemu nie?
Po drugiej stronie zapanowała cisza. Teraz pewnie zagryza wargę... Znałem ją tak dobrze, że pamiętałem nawet jej mimikę. Teraz westchnie i podda się. Wygrałem!
– Nie, bo wychodzę z domu na randkę. – Usłyszałem.
Szczęka opadła mi niemalże do kolan. Nadia na randce? To naturalne jak wieloryb na pustyni!
– C...co!?- mój głos zająknął się żałośnie.
– Idę na randkę. Muszę kończyć, Kreps chyba przyszedł.
Rozłączyła się. Bez chwili zastanowienia wsunąłem na siebie zieloną koszulkę i wybiegłem z domu. Zobaczyłem tylko jak Nadia odjeżdża samochodem z... Krepsem. Faktycznie z nim się umówiła...
Przetarłem twarz rękami, dla rozluźnienia mięśni. Poszedłem po dziewczynę, z którą się umówiłem. Tego wieczoru oboje będziemy się dobrze bawić? I wcale nie miałem na myśli zabawy mojej i Sandry...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz